Menu

poniedziałek, 22 września 2014

"Good bye bye"

JRen (JR x Ren - NU'EST)
Gatunek: AU, angst, dramat
Ostrzeżenia: śmierć, krew

Dla Suza Na



                                                                                                                                             ***



     Minął ponad rok odkąd powstał zespół, a raczej zadebiutował z piosenką "Face". Bardzo ciężko mi było przyzwyczaić się do takiego życia. Ciągle w biegu, ani chwili spokoju. Myślałem, że odejdę jednak jedno mnie zatrzymało, a mianowicie on. Wyższy ode mnie, brunet z czekoladowymi oczami i mocniejszymi zarysami twarzy niż u mnie. Na początku obawiałem się go, jednak urok jego nie pozwalał na odejście. Ciągle próbowałem być blisko niego, lecz dużo rzeczy nie pozwalało mi na to. Nadal siedziałem w jego cieniu, mimo że fani a szczególnie dziewczyny mnie uwielbiały za to jaki jestem. Bolało mnie to, że ile kroć się starałem to mnie nie zauważał, jakbym był dla JR powietrzem. Jedynie posyłał uśmiech niekierujący prosto na moją osobę, ale gdzieś daleko w nieznane. Byłem dla niego obojętny, nawet podczas kręcenia teledysków. Sądziłem, że się zbliżę do niego i coś zauważy, ale na nic me starania, ciągle wychodziło tak samo, zero rezultatów. Z dnia na dzień coraz bardziej pękało moje serce. Pełno szpar się w nim porobiło z których pomalutku spływały pełne żalu i smutku strużki krwi, opływając dookoła moje już w połowie martwe serce. Zastanawiałem się jak długo będzie to trwało, jak długo będę jeszcze cierpiał, co musiałbym zrobić by zainteresował się moją osobą. Nadzieja jednakże z tygodnia na tydzień znikała. Nie mogłem się już normalnie cieszyć jak reszta zespołu, uśmiech na mojej twarzy był wymuszany, pozbawiony energii, pozytywnego nastawienia. Nie potrafiłem już. To wszystko znikło. Jak czar rzucony na Kopciuszka mijający równo o północy. Byłem bezsilny, nie wiedziałem co mam począć, im ja byłem bliżej ten się oddalał niczym magnes o tym samym biegunie. Nigdy nie mogłem naruszyć jego przestrzeni osobistej, nawet wtedy kiedy byliśmy blisko siebie przykładowo w ''Action'', był zimny mimo że z jego ciała biło ciepło, które było lodowate tylko dla mnie. Nielogiczne, ale tak się czułem. Wiele razy Baekho mnie pocieszał kiedy znalazł mnie zapłakanego w pokoju. Próbował mnie podnieść na duchu. Udawało mu się, ale tylko na pare chwil i znowu wszystko wracało. Ból, cierpienie i samotność. Starałem się jak najmniej o tym myśleć, ale gdy tylko pojawiał się do moich oczu napływały łzy, które wbrew swojej woli nie mogły wyjść. Moje zranione serce już nie było w stanie się utrzymać na swoim miejscu,miało ochotę upaść na ziemię i roztrzaskać się na miliom pięćset sto dziewięćset  kawałeczków. A ja sam pragnąłem zniknąć z tego świata.

     Mija rok. Jakimś dziwnym trafem znalazłem sobie chłopaka i zapomniałem o brunecie. Byłem szczęśliwy, znikło całe negatywne uczucie, moje serce się zagoiło. Powstał nowy człowiek. Robiłem to co robiłem nadal. Nie zwracałem uwagi na lidera, stał się powietrzem jak ja dla niego. Było mi dobrze z tym. Zero zmartwień, smutku. Idealnie wręcz. Aż sam nie mogłem uwierzyć w to, że niedawno byłem w stanie melancholijnym a teraz żyję pełnią. Przynajmniej nie przyprawiałem zmartwień reszcie, wszyscy byli zadowoleni z wyjątkiem JR'a. On od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie czego nie mogłem zrozumieć. Przecież on chodził ciągle uśmiechnięty, wygłupiał się, a teraz grobowa mina. Nie było w tym ani krzty logiki i spójności. Sceny, gdzie był Jonghyun, trzeba było ciągle poprawiać i przerwy robić. Wszystko nijako to wychodziło, aż w końcu się udało. Menadżer był na niego wściekły, że wszystko opóźnia. Chłopaki w tym ja zaczęliśmy się o niego martwić. Ten nie chciał z nikim rozmawiać. Był cały czas pogrążony w smutku. Coś się z nim niedobrego działo, chciałem to wiedzieć.

     Dni mijają, a z Jonghyunem coraz gorzej. Nie je, nie śpi, z nikim nie rozmawia. Jakby umarł, a jego ciało stąpa niczym zombie. Występy zawieszone przez jego stan zdrowia. W szpitalu powitał nawet, był niedożywiony i odwodniony, nie było z nim najlepiej, było bardzo źle. Co było najgorsze nadal nie chciał z nikim rozmawiać, nikogo widzieć, był ciągle sam ze sobą i białymi ścianami, strzykawkami. Pielęgniarki z nim za długo nie siedziały, ani nie zamieniały z nim słowa, bo podobno od razu się denerwował. Według badań zrobił się agresywny. Widziałem go przez szybę, to było coś strasznego, to nie on był. Zupełnie inna osoba. Aż trudno było uwierzyć w to, w ogóle w to wszystko, jak jakiś koszmar. Chłopaki byli nastawieni na to, że wszystko będzie dobrze, że to chwilowe. Chciałbym tak myśleć jak oni, naprawdę.

     Minęło półtora roku JRem lepiej, rozmawia, je, pije. Czasami włącza mu się agresor, ale nie tak, żeby zrobić krzywdę komuś. Jest pod stałą opieką psychologa i lekarza. Po części wrócił stary nasz raper, ale. Nadal się nie uśmiechał. Zastanawiałem się czemu tak się stało, czemu tak nagle się zmienił. Bardzo chciałbym to wiedzieć, ale jedynie ze mną nie chce rozmawiać, a naciskać nie miałem zamiaru. Myśli przewijało mi tysiąc na minutę, różne przypuszczenia, próbowałem jakoś sam do tego dojść. Znaleźć sens jego zachowania. Byłem pewny, że chodziło o mnie, że coś go z mojem strony zmusiło do tego, by się doprowadzić do takiego załamania emocjonalnego. Tylko nie wiedziałem nadal co tak dokładnie.

     Kolejne pół roku za nami. Jonghyun dalej jest w takim stanie w jakim był, tyle, że popadł w depresję, a agresywność spadła do zera. Pogorszyło się i to bardzo. Coraz bardziej się o niego martwiłem, o niczym innym nie myślałem jak o nim. Nic do niego nie czułem, poza lubieniem go jako przyjaciela. Chciałem jakoś mu pomóc, ale nie pozwala mi zbliżyć się do siebie. Bolało mnie to i to bardzo, ściskało mi serce z bezradności. Może pomógłbym mu, może jakoś by udało go "naprawić". Ale to tylko "może" i nic po za tym. 

     Postanowiłem zaryzykować. Wszedłem do jego pokoju bez pukania i bez słowa. Pokój był ciemny, załonięte okna. Panowała ciemność. Nie mógł mnie widzieć ani wiedzieć, że to akurat ja wtargnąłem do jego świata depresji.

- Minhyun, nic dzisiaj nie chce jeść ani pić - odezwał się szeptem.
- To nie Minhyun - zaprzeczyłem.

     Cisza. Ja stałem jak głupek a on siedział do mnie tyłem na łóżku. Po czasie się zorientowałem, że w pokoju jest duszno i śmierdzi odrobine stęchlizną. Podszedłem do okna byje otworzyć. Na nadgarstku poczułem uścisk, od razu odwróciłem się by spojrzeć na niego.

- Nie rób tego - powiedział.
- Ale Jonghyun, tutaj cuchnie, trzeba wywietrzyć - zaprotestowałem
- Daj mi umrzeć tutaj, nie otwieraj okna - znowu zastrzegł - proszę - dodał

     Spojrzałem się na niego z politowaniem. Nie miałem zamiaru go usłuchać i wyrwałem się z jego uścisku. Otworzyłem okno, mimo że ten cały czas prostestował. Do pokoju wpadło świeże i  mroźne powietrze. JR odrazu się skulił, czując to zimno. Mi też za ciepło nie było. Ciągle na niego patrzyłem i postanowiłe. Usiąść koło niego. Materac ugiął się pod moim ciężarem. Ten nie zareagował jakoś specjalnie.

- Co ci jest? - zapytałem - co się z tobą działo? - dodałem
- Nic - odburknał
- Jak to nic?! 
- Co cię tak nagle interesuje?
- Nagle?! Człowieku, ja ciągle się tobą interesuję, martwiłem.

     Coś znowu odburknął. Nie miał raczej zamiaru ze mną rozmawiać. Wstał, ubrał pierwsze lepsze buty, kurtkę i wyszedł. Miałem złe przeczucie ze względu na jego depresję. Szybko się ubrałem i wybiegłem za nim. Był daleko, biegłem za nim i miałe wrażenie, że specjalnie utrzymuje taką odległość. Śnieg padał, co utrudniało mi to. Nie miałem pojęcia czemu to robi, zastanawiałem się dokąd mnie prowadzi. Powoli mnie to przerażało. Moje serce biło jak oszalałe, płuca nienadążały' nogi robiły się jak z waty, ale wciąż biegłem. Myślałem, że nigdy nie stanie. Zorientowałem się, że stoimi na jakimś rzadko przejazdnym mostem, który mieścił się nad rzeką. Coraz gorsze przeczucia miałem.

- Jonghyun! - krzyknąłem i szybko podbiegłem do niego - co ty robisz? - z przerażeniem w oczach zapytałem, widząc jak wchodzi na barierkę, trzymając jakiś pistolet w ręku.
- Nie mogę już,  naprawdę. To zbyt wiele - powiedział cicho
- Powiedz co się dzieje, może będę mógł pomóc - wyciągnąłem do niego dłoń by zszedł
- Nie, nie przywrócisz tego już - ciągnął dalej - już za późno
- Na co? - zapytałem
- Na twoją miłość, na nas, na wspólne życie - przestraszyłem się
- Skoro Ci tak zależało na mnie, czemu kiedyś mi nie pozwoliłeś się zbliżyć do siebie?! - zapytałem pretensjonalnie
- Chciałem, ale wtedy znalazłeś chłopaka - odpowiedział
- I dlatego wpadłeś w ten stan? Że tak się pogrążyłeś? - dalej pytałem
- Dokładnie, nie mogłem dojść do siebie, nie wiesz jak bardzo mnie to zabolało - wziął głęboki wdech - fakt, mogłem walczyć albo ci pozwolić, ale tak jak już powiedziałem...za późno już
- Na nic nie jest za późno - po ciepłych policzkach spływały zimne łzy - wciąż masz szanse, wystarczy chcieć...Jonghyun
- Ale ja już nie chce...przepraszam. To koniec już.

     Przyłożyl spluwę do głowy a przed oczami przemijały całe wspomnienia związane z nim, kiedy był uśmiechnięty. Nie mogłem już powstrzymać łez, byłem zrozpaczony. Wydobywałem z siebie niezrozumialne słowa, ale wołające o to, żeby nie robił tego. Nie chciałem go stracić. Chciałem go powstrzymać od tego, wyrwać go ze szponów śmierci. 

- JONGHYUN KOCHAM CIĘ! - między mną a nim dzieliły centymetry, ręka już prawie go sięgała. Usłyszałem te słowa
- Good bye bye - z uśmiechem na twarzy i zapłakaną twarzą, nacisnął spust.

     Rozniósł się huk, a kula przebiła na wylot jego głowę. Krew prysnęła na wszystkie strony w tym na mnie. Dłonią musnąłem jego dłoń, gdzie wraz z ciałem spadała bezwładnie w dół do rzeki. Uwiesiłem się na barierce, widząc jak powoli znika z moich oczu. Poczułem ogromny ból, że straciłem najważniejszą osobę w życiu, kogoś kogo kochałem. Winiłem siebie, że nic z tym nie zrobiłem, że nie zapobiegłem tragedi jaka się właśnie stała. Miałem wyrzuty sumienia.

     Zespół się rozpadł. Ja rozszedłem się ze swoim chłopakiem i nie wiedziałem co się stało z chlopakami z zespołu po pogrzebie. Sam popadłem w depresję i pogrążyłem się w swoim samotnym świecie. Ciągle obwiniałem siebie. Nękały mnie koszmary, żadnej nocy nie mogłem spokojnie przespać. Wszystko mnie drażniło. Nie jadłem, nie piłem, nie spałem. Teraz wiedziałem jak się czuł JR. Teraz wiedziałem co to depresja i załamanie nerwowe. Stoczyłem się na dno jak on. Stąd nie ma ucieczki. Jedynym wyjściem byłoby spotkanie się ze Żniwiarzem. Podróżowałem w pociągu życia i moma stacja oznaczała zakończenie tego. 

     Siedziałem na podłodze w łazience, przy rozbitym lustrze i otwartej szafce, gdzie leżały leki. Spojrzałem na pudełko leków, które były silnie przeciwbólowe. Sięgnąłem po nie i spojrzałem.

- Nad czym ma się zastanawiam. Czas to skończyć - otworzyłem i wysypałem garść tabletek i z niewiadomych przyczyn zacząłem płakać.

      Nie wahałem się dłużej, raz za razem połykałem niczym nie popijając. Znowu życie mi mijało przed oczami, różne wspomnienia. Od momentu kiedy byłem przyjęty do zespołu do śmierci Jonghyuna. Żałowałem teraz wszystkiego. Chciałbym cofnąć czas, ale to już koniec. Za późno na wszystko.

- Good bye bye

2 komentarze:

  1. Coś w tym one-shocie jest. Szybka akcja dodaje klimatu, co nie wszystkim dobrze wychodzi. Pojawiły się drobne błędy w konstrukcji zdania i brak niektórych zaimków jak np. się czy określenia przy 'żyć pełnią' ponieważ brzmi to tak, jakby żył księżycem w tym stadium.
    Nie do końca znam oboje panów, albowiem nie jestem jeszcze tak zagłębiona w NU'EST, ale 'Good bye bye' bardzo lubię i doskonale, że użyłaś tego 'tytułu' tutaj, jest takim powiedzmy smaczkiem :>

    --
    bytaasteful.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń